środa, 29 lutego 2012

Waniliowy sernik z domowym bayleysem

Przepis na ten serniczek znalazłam już dawno, dawno temu na blogu "Brulion z przepisami". Jeszcze wtedy gdy nawet nie myślałam że kiedykolwiek będę prowadzić własnego bloga. Zaglądałam systematycznie do dziewczyn prowadzących swoje blogi kulinarne. Często korzystałam z ich przepisów, komentowałam wtedy jeszcze jako Anonimowy. Cudawianki, Evenko, Andziu-35Magoldie, Majanko, Myniolinko to Wy zaraziłyście mnie pasją :) i za to bardzo Wam dziękuję :) 
A z tym serniczkiem nie wiem czemu zwlekałam tak długo. Przypomniałam sobie o nim dopiero kiedy zrobiłam likier. Polecam Wam bardzo, bardzo gorąco. 
A dla Cudawianki posyłam ogromny uśmiech :))) żeby wróciła do nas jak najszybciej, bo bardzo się stęskniłam za Jej nowymi postami.



Proporcje podaję w ilości nieco zmienionej, na tortownicę o średnicy 23 cm.

Spód ciasteczkowy:
  • ok. 15 szt. ciastek digestive (ja dałam całe opakowanie Wiatraczków Złotokłosych)
  • 85 g masła

Masa serowa:
  • 600 g sera 3 razy zmielonego (ja dałam wiejski ser, robiony przez jedną z sąsiadek, konsystencją przypominał twaróg półtłusty)
  • 1 łyżka mąki ziemniaczanej
  • 240 g śmietanki kremówki 30-36%
  • 3 łyżki ekstraktu waniliowego
  • 3/4 szklanki cukru pudru
  • 4 jajka

Masa likierowa:
  • 300 g białej czekolady
  • 2/3 szklanki likieru domowego, w zamian możecie dać oczywiście oryginalny Bayleys ( u Cudawianki w przepisie jest 1/3 szklanki likieru, ale napisała że nawet wskazane jest dać więcej, więc dałam od razu podwójną dawkę.


Ciasteczka miksujemy na pył. Ja najpierw lekko je rozbiłam tłuczkiem, a potem jeszcze potraktowałam "żyrafą". Masło rozpuszczamy i mieszamy z proszkiem ciasteczkowym.
Dno tortownicy ( u mnie 23 cm) wykładamy folią aluminiową i przekładamy masę ciasteczkową. Wyrównujemy.

Potrójnie mielony ser miksujemy ze śmietanką. Następnie dodajemy po jednym jajku, cały czas miksując. W następnej kolejności dodajemy mąkę ziemniaczaną, cukier puder, ekstrakt waniliowy i jeszcze raz miksujemy.

Białą czekoladę rozpuszczamy w kąpieli wodnej. Uwaga, nie raz zdarza się że czekolada twardnieje podczas takiego rozpuszczania. Tym razem też mi się tak zdarzyło. Dodaję wtedy ok. 2 łyżki ciepłego mleka, rondelek   z czekoladą stawiam na wolnym ogniu i mieszam, wówczas udaje mi się tą czekoladę odratować. Nie wiem od czego to zależy, bo nie zawsze, ale jednak czasem ta czekolada twardnieje. Jak ktoś z Was wie czemu, to czekam na sugestie :)
Do czekolady dodajemy likier i energicznie mieszamy rózgą. Jeśli likier przechowujecie w lodówce, to myślę że dobrze  będzie go wyjąć wcześniej, tak by miał temperaturę pokojową. Ewentualnie to mieszanie przeprowadzić też na wolnym ogniu.

Piekarnik nagrzewamy do temp. 180 st. C.

Na ciasteczkowy spód wykładamy połowę masy serowej. Na nią z kolei połowę masy likierowej. Mieszając końcówką noża od dołu rysujemy esy-floresy.
Czynność powtarzamy czyli wykładamy pozostałą masę serową, na nią pozostałą masę likierową i znów robimy esy-floresy.

Sernik pieczemy w nagrzanym piekarniku przez ok. 1 godzinę. Po upieczeniu studzimy, ja studziłam w uchylonym piekarniku. Po wystudzeniu wkładamy na kilka godzin (najlepiej całą noc) do lodówki, bo dopiero po tym kilkugodzinnym chłodzeniu sernik nabiera właściwej konsystencji.

Smacznego ;)



niedziela, 26 lutego 2012

Likier krówka

Likier krówka zwany też domowym baileysem. Do mnie zdecydowanie przemawia ta pierwsza nazwa, tym bardziej że nie miałam jeszcze okazji próbować baileysa oryginalnej produkcji, więc nie wiem na ile ten, który mi wyszedł jest podobny w smaku. Zwłaszcza że nie zrobiłam go z whiskey a z naszą polską wódką wymieszaną w proporcjach pół na pół z białym rumem.
Likier wyszedł pyszny moim zdaniem, gościom również posmakował, choć Mąż mój mówi że taki "babski" :) Nie wiem co oznacza słowo "babski" wypowiedziane przez faceta, ale na pewno nie to że jest niedobry, bo znika z lodówki systematycznie.
Likier ten znalazł u mnie jeszcze jedno pyszne przeznaczenie, ale o tym napiszę Wam w następnym poście :) A może ktoś z Was zgadnie do czego się przydał? 

A za przepis dziękuję Atince z bloga "Tak sobie pichcę"




Składniki:
  • 1/4 - 1/2 l wódki (według własnego upodobania) - ja zrobiłam nieco słabszy bo dałam w sumie ok.0,3 l wódki zmieszanej z białym rumem.
  • 1 puszka mleka skondensowanego słodzonego ( dałam gotową masę krówkową w puszce)
  • 1/2 szklanki śmietany kremówki lub mleka skondensowanego niesłodzonego
  • 1 łyżeczka kawy rozpuszczalnej.

Puszkę mleka skondensowanego słodzonego wkładamy do garnka, zalewamy ją całkowicie wodą i gotujemy przez  2 1/2 godziny (od chwili zagotowania). Potem wyłączamy palnik i pozostawiamy w tej wodzie do ostygnięcia. Nie otwieramy  gorącej puszki, można się wtedy nieźle poparzyć.
Zamiast gotowania puszki można użyć też gotowej masy krówkowej w puszce. Przekładamy ją wówczas do miski i jeśli masa ta jest sztywna (czasem się tak zdarza) to chwilę miksujemy.

Kawę rozpuszczamy w odrobinie wrzątku i dodajemy ją do masy krówkowej. Całość dokładnie mieszamy. Następnie dodajemy alkohol i śmietankę (lub skondensowane niesłodzone mleko) i ponownie całość dokładnie mieszamy.

Likier przelewamy do butelki i odstawiamy do przegryzienia na ok. 2-3 dni. Mi się wydawało że chyba po tygodniu był jeszcze lepszy. Nie wiem czy to konieczne, ale ja swój przechowuję w lodówce. Wydaje mi się że schłodzony jeszcze lepiej smakuje.

Smacznego ;) 
Albo raczej - na zdrowie :)



czwartek, 23 lutego 2012

Sałatka z zupek chińskich

Wiem, wiem, zaniedbałam bloga ostatnio strasznie. Nie obiecam jednak że więcej to się nie powtórzy, bo zapewne nie raz jeszcze się to zdarzy i to bez żadnych konkretnych powodów, tak jak tym razem. Nie znaczy to że mam kulinarnego lenia, bo piekę, gotuję normalnie, jak zawsze. Ale gdy usiądę by coś napisać, okazuje się że nie potrafię wystukać sensownych kilku zdań. Może energia mi wróci wraz z nadejściem wiosny. W każdym razie bardzo na to liczę :)
Z drugiej strony muszę się przyznać że wcale nie jest mi z tym aż tak bardzo źle. Odkładam wtedy aparat, zapominam o nim i wracam do tych sprawdzonych receptur, które w większości na blogu już publikowałam. Taki idealny czas na powtórki.

A dziś sałatka z samej nazwy może nie do końca zdrowa, ale za to pyszna. I wcale się nie dziwię że popularna  w wielu wersjach. Ja tą robiłam już kilka razy. A przepis podpatrzyłam u Andzi-35 Od siebie dorzuciłam tylko gotowaną pierś kurczaka.
Polecam jeśli jeszcze jej nie znacie.



Składniki:
  • 2 zupki chińskie (1 łagodna i 1 pikantna)
  • 1 kapusta pekińska ( u mnie niecała)
  • 1/2 puszki groszku konserwowego
  • 1/2 puszki kukurydzy konserwowej
  • 1 duży świeży ogórek
  • papryka konserwowa (ilość według uznania - u mnie cały słoiczek)
  • 3-4 jajka ugotowane na twardo ( ja dałam 4)
  • majonez
  • sól
  • pieprz czarny
  • przyprawy z zupek (tylko te sypkie)
  • 1 ugotowana pierś kurczaka 
Makaron z zupek rozkruszyć do dużej miski. 
Kapustę poszatkować. Groszek i kukurydzę odsączyć. Ogórek, paprykę, jajka i ewentualnie mięso pokroić w kostkę.
Wszystko wymieszać razem. Dodać przyprawy z zupek, majonez oraz sól i pieprz do smaku. Wymieszać i odstawić do lodówki aby makaron napęczniał. Jeśli nie chcecie czekać długo to można na początku makaron zalać niewielką ilością gorącej wody, a gdy napęcznieje dodać pozostałe składniki.

Smacznego ;)


niedziela, 12 lutego 2012

Bułeczki cebulowe

Przepis na te bułeczki znalazłam u Dorotuś. Bułeczki są bardzo aromatyczne, pyszne zarówno na ciepło jak i na zimno. Nawet następnego dnia smakują wyśmienicie. Polecam spróbować :)
Ja podałam je z sałatką, ale myślę że świetnie będą też smakować zarówno z wędliną, jak i twarożkiem. Są dość uniwersalne i będą pasować do wielu rzeczy. No, nie widzę ich tylko w zestawie z dżemem czy też miodem, ale to tylko moje zdanie ;)




Bułeczki zrobiłam z połowy porcji podanej u Doroty i takie ilości składników podaję. Zmieniłam też dodatkowo sposób postępowania na początku, gdyż użyłam świeżych drożdży.


Składniki: na ok. 10 szt
  • 1/4 szklanki ciepłego mleka
  • 1/2 łyżki cukru
  • 1 łyżeczka soli
  • 1 1/2 łyżki miękkiego lub roztopionego masła
  • 3/4 szklanki letniej wody
  • 6 g suchych drożdży lub 12 g świeżych (dałam świeże)
  • 2 średnie cebule drobniutko pokrojone i podsmażone
  • 2 3/4 szklanki mąki pszennej
Dodatkowo:
  • olej lub oliwa do smażenia
  • jajko do smarowania bułeczek
Mleko z wodą podgrzewamy tak by były ciepłe, ale nie za gorące. Rozpuszczamy w nim masło. Następnie dodajemy cukier i drożdże i mieszamy do rozpuszczenia. Odstawiamy na kilka minut, by drożdże zaczęły pracować.
Posiekaną cebulkę podsmażamy na niewielkiej ilości oleju lub oliwy.
Mąkę mieszamy z solą. Następnie do mąki dodajemy rozczyn drożdżowy, wystudzoną cebulkę i wszystko razem mieszamy łyżką, a następnie zagniatamy i wyrabiamy ciasto, tak by było gładkie i elastyczne. W razie gdyby mocno się kleiło można podsypać troszkę mąką, a jeśli będzie za suche dodać troszkę wody lub mleka.
Wyrobione ciasto zostawiamy pod przykryciem w temperaturze pokojowej do podwojenia objętości.

Wyrośnięte ciasto dzielimy na ok. 10 części ( ja podzieliłam na 12 małych bułeczek). Z każdej formujemy bułeczkę i układamy w odstępach na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia. Bułeczki przykrywamy ściereczką i jeszcze raz odstawiamy do wyrośnięcia.

Piekarnik nagrzewamy do temperatury 200 st. C.
Wyrośnięte bułeczki przed pieczeniem nacinamy i smarujemy roztrzepanym jajkiem.
Pieczemy ok. 20 minut, do chwili aż się ładnie zrumienią. Studzimy na kratce lub zjadamy od razu na ciepło.

Smacznego ;)



wtorek, 7 lutego 2012

Chleb orkiszowy na zakwasie WP #126

No to w końcu się zmobilizowałam by dołączyć do Weekendowej Piekarni :) To dopiero drugi raz, no i drugi raz z kolei się przekonałam że powinnam częściej, bo wiele pyszności przechodzi mi koło nosa. 
Gospodynią aktualnego wydania WP jest a.grey, a ten chlebek jest jedną z jej pysznych propozycji. Przepis z kolei pochodzi z książki "Domowa Piekarnia" Małgorzaty Zielińskiej. Gospodyni bardzo dziękuję za tak trafny wybór, bo to jeden z tych przepisów do których z chęcią się wraca.
Chlebek wyszedł pyszny i bardzo gorąco Wam polecam. 
Ja upiekłam jeden ogromny bochen. Po upieczeniu i wystudzeniu ważył 1,20 kg, ale następnym razem przeczytam przepis dokładnie i zrobię jednak dwa mniejsze :) 


A tak wyglądał mój bochen :) "Odrobinę" pękł, ale wiecie co, nawet mi się to pęknięcie podoba :)






Zaczyn:

  • 80 g zakwasu pszennego lub orkiszowego (u mnie pszenny)
  • 125 g mąki orkiszowej jasnej lub razowej (u mnie mąka orkiszowa typ 2000)
  • 60-80 g wody (mąka razowa potrzebuje więcej wody)

Zaparka:
  • 100 g mąki ciemnej orkiszowej (ja dałam taką jak wyżej, orkiszową typ 2000)
  • 120 g gorącej wody
  • 1 łyżeczka soli
  • 1 łyżka mielonego kminku (ja go pominęłam, bo nie lubię)

Ciasto chlebowe:
  • 280 g zaczynu
  • 220 g zaparki
  • 50 g ugotowanych i zmiksowanych ziemniaków (opcjonalnie, ja nie dodałam, zwyczajnie zapomniałam ich ugotować)
  • 500 g mąki orkiszowej jasnej lub razowej ( dałam jasną orkiszową typ 700)
  • 180 - 250 g wody (mąka razowa potrzebuje więcej wody) - ja dałam 250 g przy mące jasnej, ciasto ładnie się dało wyrabiać.
  • 1 łyżka soli 
  • 1 łyżeczka cukru trzcinowego lub melasy (u mnie cukier trzcinowy) 


Składniki zaczynu mieszamy do uzyskania miękkiego ciasta. Lekko przykryć, odstawić w temperaturze pokojowej na 10-12 godzin. Zaczyn powinien podwoić swoją objętość, a potem lekko opaść. 

Składniki zaparki również mieszamy i odstawiamy na 8-12 godzin.

Po tych ok. 12 godzinach mieszamy  wszystkie składniki ciasta chlebowego dodając stopniowo wodę. Warto tu patrzeć na konsystencję ciasta. U mnie weszło całe 250 g wody przy użyciu jasnej mąki, a ciasto miało bardzo fajną konsystencję, nie kleiło się gdy zagniatałam ręcznie. 
Ciasto odstawiamy na 10 min. Po tym czasie jeszcze raz krótko wymieszać (ja zagniatałam), dać odpocząć 30 minut, a następnie jeszcze raz krótko wymieszać, przykryć szczelnie i odstawić na jedną godzinę.

Po tym czasie lekko wyrośnięte ciasto formujemy w bochenek lub wkładamy do foremki. Odstawiamy do wyrośnięcia na 4-5 godzin. U mnie wyrastało o wiele dłużej, ok 7-8 godzin, ale w domu jest troszkę chłodno, poza tym zakwas mój ostatnio lenia złapał :)
Generalnie chleb w tym czasie powinien podwoić objętość. U mnie niestety nie podwoił, troszkę mu do tego zabrakło i pewnie dlatego mu się pękło podczas pieczenia.

Chleb może wyrastać również w zimnie przez ok. 12 godzin. Zanim jednak umieścimy go w lodówce, powinien najpierw ruszyć w cieple. Czyli w tym przypadku najpierw trzymamy go w temperaturze pokojowej przez 1-2 godziny, a dopiero potem chowamy do lodówki.

Piekarnik nagrzewamy do temp. 230 st. C, wyrośnięty bochenek nacinamy lub nakłuwamy i pieczemy w naparowanym piekarniku przez 35-40 min. U mnie wystarczyło 30 minut. Można sprawdzić wcześniej. Jeśli bochenek postukany od spodu wydaje głuchy odgłos oznacza że jest gotowy.

Studzimy na kratce.

Smacznego :)






niedziela, 5 lutego 2012

Ciasto drożdżowe na oleju ze śliwkami i kruszonką czyli wspólne pieczenie z Marysią.

Nasze pierwsze wspólne pieczenie tak bardzo nam się spodobało, że wczoraj z Marysią znów postanowiłyśmy się spotkać w wirtualnej kuchni by upiec coś razem. Tym razem na warsztat wzięłyśmy ciasto drożdżowe z przepisu Mamy Marysi. 
Jak dla mnie nowością było ciasto drożdżowe z dodatkiem oleju, więc bardzo chętnie przepis ten wypróbowałam. Do tej pory zawsze piekłam ciasto drożdżowe z przepisu Babci mojego męża (przepis tutaj), a teraz będę miała dylemat z którego przepisu piec. Ciasto od Mamy Marysi jest wspaniałe w smaku, mocno puszyste i nawet następnego dnia jest tak samo mięciutkie i puszyste jak zaraz po upieczeniu. Po prostu rewelacja.
Polecam Wam przepis gorąco :) A na to pyszne ciasto drożdżowe koniecznie wpadnijcie też do Marysi.

Marysiu, a Tobie bardzo, bardzo dziękuję za drugie wirtualne spotkanie, za przemiłe maile, no i rewelacyjny przepis (przekaż też podziękowania dla Twojej Mamy) i mam nadzieję  że jeszcze nie jeden raz takie pieczenie powtórzymy. 
A kto jeszcze nie próbował piec wspólnie, to również polecam, bo to bardzo fajna zabawa, ciekawe doświadczenie i możliwość trochę bliższego poznania się :)






Składniki:
  • 500 g mąki
  • 250 ml mleka (ja dałam ok. 300 ml bo na rozczyn policzyłam osobno)
  • 50 g drożdży
  • 70 g cukru (jeśli ktoś lubi bardziej słodkie ciasto, to można dać więcej, ja dałam 90 g)
  • 2 łyżeczki cukru waniliowego
  • 125 ml oleju
  • 2 jajka
  • szczypta soli


Kruszonka:

  • ok. 40 g masła
  • 1/2 szklanki mąki pszennej
  • 3 łyżki cukru



Mleko lekko podgrzewamy, tak by było ciepłe, nie za gorące. Odlewamy ok. 1/4 szklanki mleka i rozpuszczamy w nim drożdże, 1 łyżeczkę cukru i 1 łyżeczkę mąki. Odstawiamy go na kilka minut, gdy zacznie się podnosić jest gotowy do użycia.
Do miski wsypujemy mąkę, cukier, cukier waniliowy, szczyptę soli i mieszamy. Następnie dodajemy rozczyn drożdżowy, jajka, pozostałe mleko i olej. Wszystko mieszamy razem, a następnie zagniatamy i wyrabiamy ciasto. Ciasto troszkę się kleiło, ale nie podsypywałam mąką. Z tego co już widziałam i wiem, takie drożdżaki z klejącym się ciastem są po prostu najlepsze :) Ciasto wyrabiałam do momentu, aż samo nie zaczęło odchodzić od rąk i od miski. 

Wyrobione ciasto zostawiamy pod przykryciem do podwojenia objętości. 


W tym czasie można przygotować sobie kruszonkę. Mąkę mieszamy z cukrem. Masło podgrzewamy do konsystencji półpłynnej, wlewamy do mąki i dobrze wyrabiamy. Odstawiamy do lodówki do schłodzenia, aż kruszonka będzie twarda. Gotową kruszonkę pokruszyć lub zetrzeć na tarce.

Wyrośnięte ciasto wykładamy na wysmarowaną masłem blaszkę ( u mnie wielkości 25x30 cm), i troszkę je rozciągamy po rogach by ładnie wypełniło blaszkę.
Na wierzchu układamy śliwki lub inne owoce i posypujemy kruszonką. Tak przygotowane ciasto pozostawiamy jeszcze na 20-30 min. do lekkiego podrośnięcia.

Uwaga: Jeśli używacie owoców mrożonych powinny one być wcześniej rozmrożone. Jeżeli nie zdążą Wam jednak rozmarznąć, a tak było u mnie to należy je wyłożyć na ciasto i posypać kruszonkę dopiero przed samym włożeniem do piekarnika.

Piekarnik nagrzewamy do 200 st. C. Pieczemy w nagrzanym piekarniku ok. 35-40 min (w przypadku gdy używacie blaszki o takich wymiarach jak moja). Jeśli zdecydujecie się wziąć większą blaszkę jak u Marysi, wtedy czas pieczenia będzie krótszy. U Marysi wychodziło ok. 25 minut. 
Najlepszą metodą moim zdaniem jest po prostu po upływie czasu ok. 20 minut sprawdzić sobie patyczkiem w różnych miejscach. Jeśli będzie suchy, to ciasto jest na pewno gotowe.

Smacznego ;)





LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...