niedziela, 21 lipca 2013

Sernik na zimno - bardzo mocno jagodowy z domową galaretką.

Bez zmian. Za Dzieciem tęsknimy dalej. Do tego czas jak na złość dłuży się potwornie. Do urlopu w sierpniu jeszcze prawie miesiąc. 
Do okularów się przyzwyczajam, już mi nie ciążą na nosie :)




Sernik. Mój ulubiony. Od kiedy wiele lat temu znalazłam go u Myniolinki to w wersji truskawkowej i jagodowej jest dla mnie obowiązkowym punktem lata. Jestem pewna że w wersji z innymi owocami będzie smakował również niesamowicie. Waniliowy i bardzo mocno owocowy. Najlepiej smakuje z domową galaretką z prawdziwych owoców, do której przyrządzenia bardzo Was zachęcam. Pracy i czasu przy niej niewiele więcej niż przy tych z opakowania, a smak nieporównywalny. I do tego bez sztucznych barwników i innych dziwnych substancji. 
Udało mi się Was namówić?




Składniki:
  • 500 g serka śmietankowego (dałam homogenizowany, z wiaderka, dość gęsty)
  • 200 ml śmietany kremówki (tu 36%)
  • ok. 3/4 szklanki cukru pudru (jeśli lubicie bardziej słodko, lub gdy macie kwaśne owoce można dać śmiało więcej)
  • 1 łyżka ekstraktu waniliowego (jeśli używacie sztucznego aromatu wystarczy pewnie parę kropel, ale od razu mówię że to na pewno nie to samo co domowy ekstrakt z prawdziwej wanilii)
  • 3 łyżki żelatyny i 1/3 szklanki wrzątku
  • 1 i 3/4  szklanki  jagód
  • 1 małe opakowanie okrągłych biszkoptów

Galaretka jagodowa:
  • 2 szklanki jagód
  • ok. 100 g wody
  • 1 łyżka żelatyny + 1/4 szklanki wrzątku
  • cukier do smaku (u mnie 1/2 szklanki)
Tortownicę o średnicy 24 cm wykładamy papierem do pieczenia, a spód wykładamy okrągłymi biszkoptami.
Żelatynę (3 łyżki) rozpuszczamy w gorącej wodzie (1/3 szklanki) i pozostawiamy do całkowitego ostygnięcia. Żelatyna powinna być całkiem wystudzona ale jeszcze płynna.
Śmietankę ubijamy na sztywno. Serek mieszamy z cukrem pudrem i ubitą śmietaną, dodajemy też ekstrakt waniliowy. Wszystko razem dokładnie miksujemy, a na koniec cienkim strumyczkiem cały czas miksując dodajemy 2/3 rozpuszczonej i przestudzonej wcześniej żelatyny.
Masę tą dzielimy na dwie części. 
Jedną część pozostawiamy białą i wykładamy ją na biszkopty. Na białą masę wysypujemy ok. 3/4 szklanki całych jagód, za pomocą łopatki lekko wciskamy je w masę. 
Na czas przygotowania masy jagodowej tortownicę z białą masą wstawiamy do lodówki, gdy lekko stężeje łatwiej będzie rozprowadzić następną warstwę.
1 szklankę jagód miksujemy blenderem i łączymy je z pozostałą częścią masy serowej. Dodajemy do niej powoli, cienkim strumyczkiem pozostałą żelatynę (jeśli w tym czasie żelatyna stężeje, lekko ją podgrzewamy aby stała się płynna) i miksujemy jeszcze chwilę by dobrze połączyła się z masą.
Masę jagodową rozprowadzamy na masie białej i  na czas przygotowania galaretki odstawiamy sernik do lodówki.

Przygotowujemy galaretkę z jagód.
Żelatynę rozpuszczamy w gorącej wodzie i studzimy, tak aby była przestudzona ale jeszcze płynna. Miksujemy blenderem jagody z cukrem i wodą. Cały czas miksując mikserem dolewamy cienkim strumyczkiem żelatynę. Galaretkę pozostawiamy w temperaturze pokojowej do momentu aż zacznie lekko gęstnieć.
Tężejącą galaretkę wylewamy na sernik i ponownie odstawiamy całość do lodówki na kilka godzin do stężenia.

Smacznego ;)










Przepis dołączam do akcji Oli "Jagodowo Nam"


Jagodowo Nam edycja 5!

niedziela, 14 lipca 2013

Chleb żytni ze słonecznikiem i siemieniem lnianym na zakwasie

Minęło już sporo czasu od chwili kiedy napisałam tu ostatni post i wiele się przez ten czas wydarzyło. Stałam się okularnicą bo psychotesty dla kierowców, a dokładniej test widzenia odległości zweryfikowały mój "całkiem dobry" wzrok. Okazało się że wcale nie jest on taki dobry jak mi się wydawało, a ja nie mogę wyjść z podziwu że świat można widzieć tak wyraźnie :)
Gościem u nas do niedawna była moja Mama z którą nie widziałyśmy się chyba wieki. Mama wyjechała tydzień temu a razem z nią mój Dzieć na swoje pierwsze wakacje bez nas, rodziców. Brakuje mi Go jak diabli, a obecna cisza w domu przy Jego nigdy nie zamykającej się buzi wcale nie cieszy, wręcz przeciwnie - jest nie do zniesienia. Nie potrafię odpoczywać w tej ciszy, nie umiem znaleźć sobie miejsca. Z niecierpliwością odliczam dni do sierpniowego urlopu i zastanawiam się jak wytrzymam.
Czas się dłuży, tylko w pracy płynie normalnie. Niewiele gotuję, chleb piekę jak zawsze.




Inspirację znalazłam w książce "Domowy chleb, bułki i bułeczki" w której przepisy zebrała i opracowała Anna Wrońska. W oryginale z rodzynkami, ja je odpuściłam, dodałam w zamian ziarno słonecznika. Zmieniłam proporcje tak, aby pasowały na moją ulubioną keksówkę 30x11 cm. 
Przepis bardzo Wam polecam, bo chleb wyszedł rewelacyjny, a ja piekłam go już wiele razy. Przepis podaję już po moich zmianach, tak jak zawsze go robię.




Zaczyn:
  • 90 g aktywnego zakwasu żytniego
  • 130 g mąki żytniej razowej typ 2000
  • 130 g ciepłej wody
Ciasto właściwe:
  • cały zaczyn
  • 400 g mąki żytniej chlebowej typ 720
  • 320 g ciepłej wody
  • 1 łyżeczka soli morskiej
  • 1 łyżeczka cukru
  • garść siemienia lnianego
  • garść prażonego ziarna słonecznika + jeszcze trochę do posypania wierzchu bochenka.

Składniki zaczynu mieszamy i pozostawiamy pod przykryciem ( u mnie ściereczka i folia spożywcza aby zaczyn nie obsychał) na ok. 8 do 10 godzin w miejscu bez przeciągów.
Po tym czasie do zaczynu dodajemy mąkę, wodę, sól i cukier. Mieszamy łyżką do połączenia się składników. Następnie dodajemy siemię i ziarno słonecznika i ręcznie zagniatamy tak, aby ziarna rozłożyły się równomiernie w cieście.
Ciasto przekładamy do keksówki wyłożonej papierem do pieczenia i pozostawiamy pod przykryciem do wyrastania. Wyrastanie może trwać dość długo, wszystko zależy od aktywności zakwasu jak i temperatury otoczenia, dlatego nie podaję czasu.

Piekarnik nagrzewamy do temp. 230 st. C.

Wyrośnięty bochenek wkładamy do nagrzanego piekarnika i pieczemy przez 15 min. w temperaturze 230 st. C. Po tym czasie zmniejszamy temperaturę do 200 st. C i pieczemy jeszcze przez ok. 40 min. 
Chleb w trakcie pieczenia należy obserwować, gdyby rumienił się zbyt mocno i za szybko z wierzchu przykrywamy go folią aluminiową. Po upływie podanego czasu chleb wyjmujemy z piekarnika  i z formy. Sprawdzamy czy jest upieczony stukając bochenek od spodu. Jeśli wyda głuchy odgłos to znaczy że bochenek jest gotowy do wyjęcia. Jeśli bochenek jest od spodu blady i nie wydaje głuchego dźwięku dopiekamy go jeszcze bez formy tak długo jak trzeba, sprawdzając co kilka minut.

Upieczony bochenek wyjmujemy z formy i studzimy na kratce. Kroimy po całkowitym ostygnięciu.

Smacznego ;)








Z ogromną przyjemnością chleb ten dołączam do lipcowej listy Wisełki: "Na zakwasie i na drożdżach"

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...